W około siedmiogodzinną debatę na temat budowy linii kolejowej Konin-Turek zamieniła się nadzwyczajna, wyjazdowa sesja Sejmiku Województwa Wielkopolskiego w Koninie. Posiedzenie było realizacją zapowiedzi marszałka Marka Woźniaka z osiemnastego września ubiegłego roku, gdzie na spotkaniu w Brzeźnie obiecał zwołanie takiej sesji, aby radni mogli zapoznać się z krytycznymi opiniami dotyczącymi budowy kolei do Turku w wariancie dziewiątym.
Marek Woźniak mówił, że decyzja o wybraniu wariantu dziewiątego, między innymi przez Brzeźno, była podjęta na podstawie szacunków liczby pasażerów, którzy mieliby korzystać z pociągów. W wybranym wariancie strumień pasażerski miałby być największy, a to obniżyłoby koszt późniejszego utrzymania tego połączenia.
– Jeśli nie będzie pasażerów, to nie ma sensu jej budować, a w każdym razie nie ma sensu, żeby samorząd województwa w tym partycypował. Bo jeśli będzie to linia o innym przeznaczeniu i do innych celów, to oczywiście ona może powstać, tylko że, od razu mówię z góry, bez naszej akceptacji. Bo my chcemy wozić ludzi i chcemy wozić ich w jak największej ilości – mówił Marek Woźniak.
Prezentację skorygowanego przebiegu połączenia kolejowego z Konina do Turku w wariancie dziewiątym przedstawił Jan Grzelak, projektant kolejowy z firmy Multiconsult współpracującej z PKP Polskimi Liniami Kolejowymi przy przygotowaniu planu tej inwestycji. Dla naszej gminy wynika z niego między innymi to, że w Zalesiu powstałby wiadukt kolejowy, a w Brzeźnie przystanek osobowy z peronem za skrzyżowaniem z Drogą Krajową 92, nad którą również planowany jest wiadukt.
W dalszym ciągu obrad zabierali głos radni, głównie z klubu Prawa i Sprawiedliwości, którzy popierali inwestycję w tej wersji. Padały argumenty, że będzie ona czynnikiem wspierającym rozwój tej części Wielkopolski i spowoduje, że nie będzie ona obszarem peryferyjnym. Ich wypowiedziom towarzyszyły z jednej strony oklaski, z drugiej buczenie osób na sali. Jedynie Zofia Itman miała sceptyczną postawę wobec omawianej trasy kolejowej. Radna sejmiku uważa, że najpierw trzeba powstrzymać odpływ mieszkańców z Wielkopolski wschodniej poprzez inwestycje, które dostarczą nowe miejsca pracy. A budowa kolei przy obecnie szacowanych kosztach (ponad miliard sto milionów złotych), w jej opinii niekoniecznie jest grą wartą świeczki.
Głos zabierali też parlamentarzyści. Poseł Tomasz Nowak przypomniał swój pomysł na likwidację wykluczenia komunikacyjnego mieszkańców Turku przez zorganizowania połączenia hybrydowego. Miałoby to się stać poprzez zsynchronizowane z rozkładem kolejowym w Koninie połączenie autobusowe z Turku. Linię autobusową miałyby obsługiwać pojazdy nisko lub zeroemisyjne.
Poseł Ryszard Bartosik mówił, że Turek jako jedyne miasto w Wielkopolsce dobrze wpisuje się w program Kolej +, ponieważ wraz z powiatem jest jedynym obszarem w Wielkopolsce niemającym dostępu do kolei. Powielił wcześniejsze stwierdzenia radnych sejmiku, że połączenie kolejowe z Konina do Turku przyczyni się do rozwoju regionu. Zasugerował, że bardziej przyczyni się do rozwoju Konina i powiatu niż Turkowi, choć jemu również.
Prezydent Konina Piotr Korytkowski powiedział, że miasto jest w stanie poprzeć wariant pierwszy, prowadzący przez Władysławów, a wariant dziewiąty jest nie do przyjęcia, gdyż zbyt mocno ingeruje w tkankę miejską, burzy ład przestrzenny, walory przyrodnicze Pradoliny Warty i przebiega przez najatrakcyjniejsze osiedla mieszkaniowe.
Głos zabierali także inni goście sesji, głównie przeciwnicy inwestycji, w tym kilkoro z Brzeźna. Przywoływali argumenty: majątkowe, że kolej będzie przebiegać przez ich posesje lub w nieodległym sąsiedztwie, co sprawi, że miejsca te stracą na wartości, a niektórzy stracą swoje domy, społeczne: na przykład zaburzenia depresyjne u osób, które zostaną dotknięte realizacją inwestycji w ich sąsiedztwie, środowiskowe: niszczenie obszaru chronionego Natura 2000, wycinka ponad dwudziestu tysięcy drzew, pozbawienie wielu miejsc ich podstawowych atutów, jakimi są cisza i bliskość natury, ekonomiczne: rosnący koszt budowy linii kolejowej do Turku i poddanie w wątpliwość sensu ekonomicznego realizacji takiej inwestycji. Wskazywali też brak konsultacji na początku realizacji projektu.
Ponadto Tomasz Piaseczny, jeden z liderów protestujących mieszkańców, przedstawił w sposób błyskotliwy rzeczową prezentację, w której wskazywał na nieścisłości, które pojawiły się w projekcie firmy Multiconsult. Zakończył,wzbudzając salwy śmiechu, mówiąc, że dyskutujemy o kolei z Konina do Turku, choć ta kolej do Turku nie wjeżdża. Bo faktycznie w prezentacji Jana Grzelaka widać było, że stacja w Turku jest umiejscowiona daleko od zabudowań miejskich. Jak się okazało, około piętnastu metrów od granicy administracyjnej miasta. Z sali padło pytanie, jak mieszkańcy będą docierać na oddaloną stację, skoro Turek nie ma komunikacji miejskiej.
Wójt Danuta Mazur powiedziała, że nie jest przeciwniczką cywilizacji, ani rozwoju powiatów tureckiego i konińskiego. Ale jednocześnie wsłuchuje się w głos mieszkańców i dzięki nim, szczególnie zaangażowanym w protest przeciwko budowie kolei do Turku w wariancie dziewiątym, gmina powiedziała tej inwestycji „nie”.
Dlaczego? Jednym z czynników jest koszt partycypacji w budowie, którego ostateczna wartość jest w tej chwili nieznana. Wspominała też, że gmina Krzymów jest od dłuższego czasu często wybierana jako miejsce osiedlania się i starszych, i młodszych osób.
– A dlaczego? Czy dlatego, że była kolej? Czy, że była prognozowana? A może dlatego, że była tam cisza. To również atut, który kształtuje budżet gminy Krzymów. Bo każda gmina ma swoją specyfikę. Jedne cieszą się z rozwoju przemysłu, my cieszymy się z tego, że jesteśmy zapleczem dla Konina, gdzie inni mogą odpoczywać – mówiła Danuta Mazur.
Zwolennicy budowy powtarzali, że kolej przyczyni się do rozwoju miasta i powiatu, i że zlikwiduje wykluczenie komunikacyjne mieszkańców Turku i powiatu. Dariusz Młynarczyk wskazywał, że wariant dziewiąty jest najlepszy z punktu widzenia czasu dojazdu pociągiem z Turku do Poznania, porównywalny z czasem dojazdu samochodem i gwarantuje najliczniejszy strumień pasażerski. Mówił również, że Konin, jako jedyne z większych miast Wielkopolski nie jest węzłem kolejowym. Gdyby powstała linia do Turku, to by się zmieniło i byłoby impulsem do rozwoju Konina. Jednak najważniejszym argumentem, który według niego przemawia za realizacją tej inwestycji jest brak dostępu Turku, jako jedynego miasta powiatowego w Wielkopolsce, do połączeń kolejowych. Zwrócił uwagę, że samorząd dopłacając do przewozów kolejowych, korzysta również z pieniędzy pochodzących z podatku CIT płaconego przez przedsiębiorców z Turku i powiatu tureckiego.
– Z ich podatków dofinansowane są przewozy pasażerskie do Konina, do Koła, do Kłodawy, do innych. Dlaczego z podatków przedsiębiorców tureckich nie można dofinansować przewozów kolejowych do Turku? W czym oni są gorsi? – pytał Dariusz Młynarczyk.
Co zatem można powiedzieć o perspektywie budowy linii kolejowej Konin-Turek? Dzisiaj odpowiedź jest jedna. Albo powstanie, albo nie powstanie. Wydaje się, że największym przeciwnikiem jej budowy nie są protestujący mieszkańcy, lecz rosnące koszty tej inwestycji, których być może samorząd województwa wraz z gminami partycypującymi w kosztach, nie będą w stanie ponieść.